Zabierając się do czytania opowiadania Italo Calvino Wicehrabia przepołowiony oczekiwałem czegoś zgoła innego. Po doświadczeniu Jeśli zimową nocą podróżny spodziewałem się fajerwerków od samego początku, a tu, ku mojemu zaskoczeniu, narracja rozwija się niespiesznie prezentując przygody wicehrabiego, który powodowany czynnikiem ekonomicznym wybiera się na wojnę. Zryw tyleż nierozsądny, co brzemienny w skutki, bo przedstawiona postać, by określić to zwięźle, nie była zaznajomiona z prawidłami walki. Moje zaskoczenie zupełnie się ulotniło już po kilkunastu stronach, kiedy to Medardo, ogarnięty wolą walki, rzucił się ze szpadą wprost na armatę, a w zasadzie w prost na wylot lufy armaty. Pocisk rozerwał go na strzępy (zasadniczo dwa), a że w tym czasie wojsko starało się zmniejszyć śmiertelność podczas walki, zbierali znaczną część resztek ciał i przywożąc je do polowego szpitala niwelowali w ten sposób śmiertelność (na polu bitwy). I tu następuje opis:
“Lekarze byli zachwyceni. “Ach, co za piękny przypadek! Jeżeli ranny w międzyczasie nie umrze, można by spróbować uratować mu życie”. I zabrali się do niego z zapałem, podczas gdy niejeden żołnierz z przestrzelonym, dajmy na to, ramieniem umierał, biedaczysko, z upływu krwi. Szyli, przymierzali, smarowali maściami: kto wie, co jeszcze robili. Faktem jest, że nazajutrz mój wuj otworzył swoje jedno oko i połowę ust, rozdął nozdrze i odetchnął. Silny organizm Terralbów przetrzymał. Medardo żył, przepołowiony.”
Dalej możemy przeczytać o dalszych przygodach wicehrabiego który powrócił w swoje okolice i którego dalsza działalność skupiała się głównie na krzywdzeniu innych, oraz na przepoławianiu wszystkiego. Trwało to jakiś czas, sugerując niejako, że tragiczne przepołowienie uczyniło z niego człowieka zgorzkniałego, który potrafi tylko krzywdzić innych, który własną krzywdę umie tylko przekładać w krzywdzenie swoich pobratymców. Nic bardziej mylnego. Po czasie, w symetrii do złych uczynków, hrabia zaczyna także czynić dobro, przesadnie.
W trakcie opowieści czytelnik ma szansę się zorientować, że wicehrabia ma dwa oblicza. Dosłownie. Jeden Medardo potrafi czynić tylko zło, drugi tylko dobro. Z tego opowiadania wyłania się obraz przypowiastki o dobru i złu, które są częścią nieodłączną naszych osobowości. Kula armatnia i wystrzał w stronę wicehrabiego symbolizuję rozbicie atomu na dwie części, które nie mogąc się połączyć mają przeciwną biegunowość, jeden jest zaprzeczeniem drugiego (i jednocześnie jego potwierdzeniem). Jest to możliwa interpretacja, mnie się jednak podoba nieco inna.
Otóż po prostu jest to, par excellence, teoria interpretacji. Po gwałtownym zderzeniu czytelnika z tekstem (oczywiście szeroko rozumianym) - tutaj kulą armatnią, następuje wewnętrzna walka z której, jak wiemy, nic dobrego nie wyjdzie. Zaczynają ścierać się przeciwstawne siły, których podobieństwo widać tylko w obopólnym zaprzeczeniu. Podobne, bo stanowią swoje lustrzane odbicie, różne, bo umieszczone na różnych końcach kontinuum.
Medardo pięknie reprezentuję tak rozumiany tekst. Po pierwsze nie jest tekstem - czyli odnosi się do szerszego znaczenia, niejako poszerza swój własny zakres. Wybiera się na wojnę z trywialnego, ale jednak bardzo konkretnego powodu. Lektura danych tekstów przez poszczególnych czytelników jest motywowana bardzo podobnie i, patrząc na to obiektywnie, ich motywy są niejasne. Jeżeli określiłem powód jako trywialny to w tym zawiera się jednak pewna wątpliwość - aby na pewno? - może tylko to liczy się w życiu? - może nic istotnego poza tym nie ma? - może nie wiemy wszystkiego jako czytelnicy i trywialność powodu jest tylko pozorna? Dużo wątpliwości... i o to chodzi.
W tym opowiadaniu tekst - podczas interpretacji - ma zasadniczo dwa oblicza, myślę jednak, że jest to narracyjne uproszczenie. Uproszczeniem jest tak dalece posunięte rozwarstwienie rozumienia - najczęściej różnice w poszczególnych interpretacjach są minimalne i tylko w szczegółach, w detalach, oddalają się od siebie. Często także oddzielne wizje siebie wzajemnie umacniają. Prawie nigdy nie krystalizują się dwie konkretne wizje - częściej odblaski znaczenia rozpryskują się jak stłuczona szyba - na dużą ilość kawałków.
Przepoławianie wszystkiego przez złą część przedstawionego bohatera rozumiem jak klasyczne gubienie tropu...
W końcu nic dobrego z tego (i z interpretacji i z działalności przepołowionego wicehrabiego) nie wyjdzie.
Jak jeszcze można rozumieć to opowiadanie?
Na marginesie opowiadania Italo Calvio Wicehrabia przepołowiony, tłum. Barbara Sieroszewska.
Zdjęcia powyżej marinadimattei i voodoo nyu.
Otóż po prostu jest to, par excellence, teoria interpretacji. Po gwałtownym zderzeniu czytelnika z tekstem (oczywiście szeroko rozumianym) - tutaj kulą armatnią, następuje wewnętrzna walka z której, jak wiemy, nic dobrego nie wyjdzie. Zaczynają ścierać się przeciwstawne siły, których podobieństwo widać tylko w obopólnym zaprzeczeniu. Podobne, bo stanowią swoje lustrzane odbicie, różne, bo umieszczone na różnych końcach kontinuum.
Medardo pięknie reprezentuję tak rozumiany tekst. Po pierwsze nie jest tekstem - czyli odnosi się do szerszego znaczenia, niejako poszerza swój własny zakres. Wybiera się na wojnę z trywialnego, ale jednak bardzo konkretnego powodu. Lektura danych tekstów przez poszczególnych czytelników jest motywowana bardzo podobnie i, patrząc na to obiektywnie, ich motywy są niejasne. Jeżeli określiłem powód jako trywialny to w tym zawiera się jednak pewna wątpliwość - aby na pewno? - może tylko to liczy się w życiu? - może nic istotnego poza tym nie ma? - może nie wiemy wszystkiego jako czytelnicy i trywialność powodu jest tylko pozorna? Dużo wątpliwości... i o to chodzi.
W tym opowiadaniu tekst - podczas interpretacji - ma zasadniczo dwa oblicza, myślę jednak, że jest to narracyjne uproszczenie. Uproszczeniem jest tak dalece posunięte rozwarstwienie rozumienia - najczęściej różnice w poszczególnych interpretacjach są minimalne i tylko w szczegółach, w detalach, oddalają się od siebie. Często także oddzielne wizje siebie wzajemnie umacniają. Prawie nigdy nie krystalizują się dwie konkretne wizje - częściej odblaski znaczenia rozpryskują się jak stłuczona szyba - na dużą ilość kawałków.
Przepoławianie wszystkiego przez złą część przedstawionego bohatera rozumiem jak klasyczne gubienie tropu...
W końcu nic dobrego z tego (i z interpretacji i z działalności przepołowionego wicehrabiego) nie wyjdzie.
Jak jeszcze można rozumieć to opowiadanie?
Na marginesie opowiadania Italo Calvio Wicehrabia przepołowiony, tłum. Barbara Sieroszewska.
Zdjęcia powyżej marinadimattei i voodoo nyu.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz