środa, 26 czerwca 2013

Drobne doznania religijne, czy po prostu drobne.

Na marginesie laicyzacji świąt kościelnych potrafi zrodzić się ciekawa fotografia. Ciekawa pod względem krytycznym, egzystencjalnym, dokumentalnym.

     Natknąłem się w sieci tutaj na piękne zdjęcia. Poniżej wklejam je wykopiowane z podanej strony. Autor/autorzy są mi nieznani.


     Dwie damy uwiecznione powyżej znalazły się na tym zdjęciu nie bez przypadku. Zarówno ułożenie ciał, jak i ekspozycja ważnych eksponatów u stóp zdaje się wskazywać, że kadr jest wystudiowany. W dawnej przeszłości zdjęcia wykonywało się tylko w istotnych momentach życia, rzec by można, w momentach przełomowych, w czasach nieco późniejszych oszczędzało się kliszę, czekało się na ważniejszy moment, obecnie robi się zdjęcia przy każdej okazji, nic nie kosztują. Chyba nie jest tak na powyższym obrazku. Autor chciał, jak mniemam, dane osoby uwiecznić w ważnym momencie ich życia, a jak widać po podarunkach ułożonych na dywanie, była to ważna chwila w ich życiu, także zgromadzonych gości.
     Może to być jednak wyraz czegoś innego? Może to być swojego rodzaju instrukcja obsługi, tego co i jak się daje przy danej okazji. Ten kto niewinny niech pierwszy rzuci kamieniem, nie znane są wam pytania w stylu "A ile się daje przy tej okazji?". Jest to także wskazanie jak nie powinno się robić - na umieszczonym zdjęciu widać, że część z podarków się powtarza! A po co młodej damie dwie takie same książki? A trudno się było rodzinie porozumieć (może jest to także podszyta krytyka rozluźniających się więzów społecznych?).
     Jednocześnie może to być bezpośrednia krytyka właśnie. I to krytyka wielopoziomowa... Krytyka konsumpcjonizmu jako takiego, krytyka laicyzacji ważnych świąt kościelnych, krytyka także nas wścibskich podglądaczy, który wpisują niebywałe intencje bohaterom zdjęcia, a tak naprawdę jest to wyraz artystyczny, camp który przejaskrawia to co i tak jaskrawe (ale robi to świadomie), żeby pokazać, że robi to świadomie, a jak świadomie to i krytycznie właśnie.


     Po obejrzeniu tego zdjęcia widać, że układają się one w pewną narrację... Ubogi krewny ciotki z ameryki chce pokazać, że potrafimy przyjmować prezenty, że wybory małej miss odbywają się także na naszej ziemi. Na imprezę potrafimy podjechać z pompą - amarantową (bo tutaj ten kolor jest także popularny) limuzyną. W naszym dzikim kraju drogi i chodniki są na tyle równe, że zdążyliśmy się już nauczyć chodzić na szpilkach. A żurnale mody są popularne i zapewniają kompetencję w przygotowaniu kreacji. Także ciociu, nie jest tak, źle!


     A po tym zdjęciu przypomniała mi się jedna piosenka Łony, który swojego czasu miał wątpliwości co jest dodatkiem do czego (umieszczał do płyty Insert - kieliszek do wódki do płyty). Szkoda, Łona miał wątpliwość, tutaj naprawdę nie możemy mieć wątpliwości.


To może przyda się jeszcze jeden utwór tego artysty, mianowicie Miej wątpliwości



1 komentarz:

  1. Limuzyna na zdjęciu jest w kolorze cukierkowego różu a nie amarantowa :)

    OdpowiedzUsuń