Gdy czyta się dwie narracje, trzecia rodzi się samoistnie. Co wyszło z połączenia strumienia świadomości z narracją klasyczną (choć nietuzinkową). Plus mała strategia.
Rzadko kiedy czytam jeden tekst w jednym czasie, częściej dwa albo trzy. Zazwyczaj tak dobieram lektury, żeby występowały znaczące różnice pomiędzy tymi tekstami, wtedy lektury stanowią swojego rodzaju kontrapunkt wzajemnie do siebie. Obecnie czytam taki zestaw książek: Cormac McCarthy (bezwzględnie poetycki), Michel Houellebecq (krytyczno sarkastyczny), Eduardo Mendoza (ironiczno komiczny). Teksty oczywiście uzupełniają się wzajemnie, nieco neutralizują swoje negatywne skutki i potęgują najciekawsze elementy. Jednak najciekawszym zestawieniem jakie mi się trafiło po połączenie książki Ulisses i Podróże z moją ciotką.
O tej pierwszej nie będę pisał zbyt wiele bo można o niej przeczytać dużo w internetach, o tej drugiej też nie wiele, odsyłam do lepszej charakterystyki skonstruowanej przez Grzegorza Krzymianowskiego, która jest dostępna tutaj. Jednak słów kilka sobie pozwolę. W odniesieniu do techniki jaką Joyce napisał swoją powieść tj. strumień świadomości, poszukiwałem narracji tradycyjnej. Główny bohater powieści Greena i jednocześnie narrator, emerytowany pracownik banku, 50 letni kawaler, który prowadzi życie nie tyle spokojne co raczej monotonne, zostaje zaskoczony śmiercią swojej matki. Książka zaczyna się od jej pogrzebu, który dla Henrego Pullinga stanowi raczej miłą odskocznie od codzienności, niż wielki dramat życiowy, a ostatecznie dzięki niemu bohater poznaje swoją ciotkę Augustę, która całkowicie zmienia jego życie. Ciotka zdecydowanie lepiej potrafi czerpać z uciech życia, a te wcale nie skupiają się wokół klubów seniora. Jej zainteresowanie mężczyznami pokazane jest nieco dwuznacznie, tak, żeby główny bohater (ale nie czytelnik) mógł mieć co do tego pewne wątpliwości. Słowem powieść nie jest pozbawiona angielskiego, tj. nieco czarnego humoru.
I tak z jednej strony narracja przedstawiająca doświadczenia Leopolda Blooma, nieciągła, przerywana wieloma wtrętami, które są zgoła nieoczywiste, budowane często na dźwięczności języka, prezentująca nieciągłość, z drugiej przesadnie tradycyjna acz nie pozbawiona ostrza ironii. I do tego jeszcze fizyczność jednej z nich... Podróże z moją ciotką kupiłem jako używaną na aukcji internetowej i że był to najtańszy egzemplarz to nie wdawałem się w szczegółowy opis, a okazał się to egzemplarz dla osób niedowidzących (seria duże litery).
W ten sposób książki nie tylko nawiązały dialog, jedna drugiej pokazała język, żeby było śmieszniej przeciwieństwo przeszło także na fizyczny poziom, żeby nierozgarnięty czytelnik (tak jak ja) nie mógł nie zwrócić na to uwagi.
Na marginesie powieści Ulisses Jamesa Joyca tłum. Maciej Słomczyński i Podróże z moją ciotką Grahama Greena tłum. Zofia Kierszys.
Zdjęcia powyżej kolejno Projeto Ulisses, lulu 301 i moje własne.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz