sobota, 29 czerwca 2013

Dialog Irlandczyka z Anglikiem (i ich fizis).


Gdy czyta się dwie narracje, trzecia rodzi się samoistnie. Co wyszło z połączenia strumienia świadomości z narracją klasyczną (choć nietuzinkową). Plus mała strategia.

     Rzadko kiedy czytam jeden tekst w jednym czasie, częściej dwa albo trzy. Zazwyczaj tak dobieram lektury, żeby występowały znaczące różnice pomiędzy tymi tekstami, wtedy lektury stanowią swojego rodzaju kontrapunkt wzajemnie do siebie. Obecnie czytam taki zestaw książek: Cormac McCarthy (bezwzględnie poetycki), Michel Houellebecq (krytyczno sarkastyczny), Eduardo Mendoza (ironiczno komiczny). Teksty oczywiście uzupełniają się wzajemnie, nieco neutralizują swoje negatywne skutki i potęgują najciekawsze elementy. Jednak najciekawszym zestawieniem jakie mi się trafiło po połączenie książki Ulisses i Podróże z moją ciotką.
     O tej pierwszej nie będę pisał zbyt wiele bo można o niej przeczytać dużo w internetach, o tej drugiej też nie wiele, odsyłam do lepszej charakterystyki skonstruowanej przez Grzegorza Krzymianowskiego, która jest dostępna tutaj. Jednak słów kilka sobie pozwolę. W odniesieniu do techniki jaką Joyce napisał swoją powieść tj. strumień świadomości, poszukiwałem narracji tradycyjnej. Główny bohater powieści Greena i jednocześnie narrator, emerytowany pracownik banku, 50 letni kawaler, który prowadzi życie nie tyle spokojne co raczej monotonne, zostaje zaskoczony śmiercią swojej matki. Książka zaczyna się od jej pogrzebu, który dla Henrego Pullinga stanowi raczej miłą odskocznie od codzienności, niż wielki dramat życiowy, a ostatecznie dzięki niemu bohater poznaje swoją ciotkę Augustę, która całkowicie zmienia jego życie. Ciotka zdecydowanie lepiej potrafi czerpać z uciech życia, a te wcale nie skupiają się wokół klubów seniora. Jej zainteresowanie mężczyznami pokazane jest nieco dwuznacznie, tak, żeby główny bohater (ale nie czytelnik) mógł mieć co do tego pewne wątpliwości. Słowem powieść nie jest pozbawiona angielskiego, tj. nieco czarnego humoru.


     I tak z jednej strony narracja przedstawiająca doświadczenia Leopolda Blooma, nieciągła, przerywana wieloma wtrętami, które są zgoła nieoczywiste, budowane często na dźwięczności języka, prezentująca nieciągłość, z drugiej przesadnie tradycyjna acz nie pozbawiona ostrza ironii. I do tego jeszcze fizyczność jednej z nich... Podróże z moją ciotką kupiłem jako używaną na aukcji internetowej i że był to najtańszy egzemplarz to nie wdawałem się w szczegółowy opis, a okazał się to egzemplarz dla osób niedowidzących (seria duże litery).

     W ten sposób książki nie tylko nawiązały dialog, jedna drugiej pokazała język, żeby było śmieszniej przeciwieństwo przeszło także na fizyczny poziom, żeby nierozgarnięty czytelnik (tak jak ja) nie mógł nie zwrócić na to uwagi.


Na marginesie powieści Ulisses Jamesa Joyca tłum. Maciej Słomczyński i Podróże z moją ciotką Grahama Greena tłum. Zofia Kierszys.

Zdjęcia powyżej kolejno Projeto Ulisses, lulu 301 i moje własne.

środa, 26 czerwca 2013

Drobne doznania religijne, czy po prostu drobne.

Na marginesie laicyzacji świąt kościelnych potrafi zrodzić się ciekawa fotografia. Ciekawa pod względem krytycznym, egzystencjalnym, dokumentalnym.

     Natknąłem się w sieci tutaj na piękne zdjęcia. Poniżej wklejam je wykopiowane z podanej strony. Autor/autorzy są mi nieznani.


     Dwie damy uwiecznione powyżej znalazły się na tym zdjęciu nie bez przypadku. Zarówno ułożenie ciał, jak i ekspozycja ważnych eksponatów u stóp zdaje się wskazywać, że kadr jest wystudiowany. W dawnej przeszłości zdjęcia wykonywało się tylko w istotnych momentach życia, rzec by można, w momentach przełomowych, w czasach nieco późniejszych oszczędzało się kliszę, czekało się na ważniejszy moment, obecnie robi się zdjęcia przy każdej okazji, nic nie kosztują. Chyba nie jest tak na powyższym obrazku. Autor chciał, jak mniemam, dane osoby uwiecznić w ważnym momencie ich życia, a jak widać po podarunkach ułożonych na dywanie, była to ważna chwila w ich życiu, także zgromadzonych gości.
     Może to być jednak wyraz czegoś innego? Może to być swojego rodzaju instrukcja obsługi, tego co i jak się daje przy danej okazji. Ten kto niewinny niech pierwszy rzuci kamieniem, nie znane są wam pytania w stylu "A ile się daje przy tej okazji?". Jest to także wskazanie jak nie powinno się robić - na umieszczonym zdjęciu widać, że część z podarków się powtarza! A po co młodej damie dwie takie same książki? A trudno się było rodzinie porozumieć (może jest to także podszyta krytyka rozluźniających się więzów społecznych?).
     Jednocześnie może to być bezpośrednia krytyka właśnie. I to krytyka wielopoziomowa... Krytyka konsumpcjonizmu jako takiego, krytyka laicyzacji ważnych świąt kościelnych, krytyka także nas wścibskich podglądaczy, który wpisują niebywałe intencje bohaterom zdjęcia, a tak naprawdę jest to wyraz artystyczny, camp który przejaskrawia to co i tak jaskrawe (ale robi to świadomie), żeby pokazać, że robi to świadomie, a jak świadomie to i krytycznie właśnie.


     Po obejrzeniu tego zdjęcia widać, że układają się one w pewną narrację... Ubogi krewny ciotki z ameryki chce pokazać, że potrafimy przyjmować prezenty, że wybory małej miss odbywają się także na naszej ziemi. Na imprezę potrafimy podjechać z pompą - amarantową (bo tutaj ten kolor jest także popularny) limuzyną. W naszym dzikim kraju drogi i chodniki są na tyle równe, że zdążyliśmy się już nauczyć chodzić na szpilkach. A żurnale mody są popularne i zapewniają kompetencję w przygotowaniu kreacji. Także ciociu, nie jest tak, źle!


     A po tym zdjęciu przypomniała mi się jedna piosenka Łony, który swojego czasu miał wątpliwości co jest dodatkiem do czego (umieszczał do płyty Insert - kieliszek do wódki do płyty). Szkoda, Łona miał wątpliwość, tutaj naprawdę nie możemy mieć wątpliwości.


To może przyda się jeszcze jeden utwór tego artysty, mianowicie Miej wątpliwości



poniedziałek, 24 czerwca 2013

Co następuje po grze wstępnej?

     Przed pierwszym postem zastanawiałem się nad kilkoma rzeczami, między innymi nad tym po co to robię, gdzie chce żeby mnie to doprowadziło itd. Myślałem także nad tym jak rozpocząć tą grę... 
     I jak zwykle postanowiłem zasięgnąć języka, szczególnie, że zawsze fascynowały mnie wypisane poniżej początki. W każdym z nich po troszę widać autora, wychyla się już zza słów a później znika za owalem kropki. Każdy z tych początków do czegoś prowadzi, coś odsłania, nie mniej jednak jest to tylko jedna nutka. 
     Poniżej cytowane książki były i są dla mnie w jakiś sposób ważne, choć jednocześnie znacznie różne od siebie. Edward Stachura mówi o mojej obecnej sytuacji, o tym, że nie wiem dokąd ta ścieżka mnie zaprowadzi, co nowego mi (ale przecież także czytelnikowi!) przyniesie. Słowami Nabokova wyrażam autoironię. Kafka bezceremonialnie dezaktualizuje wszelkie obowiązujące reguły i ustanawia rzeczywistość na nowo. Gombrowicz ach ten Gombrowicz... Słów Kundery po prostu nie mogłem pominąć. Camus - przejmujące słowa na rozpoczęcie przejmującej opowieści. I ostatecznie Culler, jego słowa są po prostu cool.
     W tym swoim wstępie chciałem pokazać to czym się interesuje, czyli odniesienia międzytekstowe (tutaj bezpośrednio - później tekst będzie rozumiany znacznie szerzej). Te cytaty zestawione ze sobą przecież zaczynają nawiązywać ze sobą dialog, wchodzą w interakcję i z ich połączenia wychodzi nowa jakość. 
     Ostatecznie chciałem, nawiązując do tytułu tego bloga, nawiązać z czytelnikiem grę w interpretację, grę czyli zabawę w rozumienie znaczeń, a może bardziej w ich konstruowanie.

"Tak się zaczyna to, co nie wiem, to, czego dalsze losy mi nieznane, bo jak mogę wiedzieć? Skąd mogę wiedzieć? Jakim cudem mam wiedzieć, jak to wszystko dalej i jeszcze dalej się potoczy. Rodzaju nijakiego, widzę, użyłem: to. To dobrze chyba. Chyba na pewno dobrze. I myślę, że w ogóle dobry, najlepszy jest rodzaj nijaki jako wszelki początek. Bardzo ładnie nic za nim nie widać, tak, jak nie widać końca wielkiej wody, kiedy się stoi na jej brzegu."
Cała jaskrawość, Edward Stachura

  "Gdybym nie był całkowicie pewny swojej siły pisarskiej i cudownej zdolności wyrażania myśli z największą granicą i żywością... Tak mniej więcej zamierzałem rozpocząć swoją opowieść. "
Rozpacz, Vladimir Nabokov tłum. Leszek Engelking

  "Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka."
Przemiana, Franz Kafka tłum. Juliusz Kydryński

  "Opowiem inną przygodę dziwniejszą..."
Kosmos, Witold Gombrowicz

  "Pani Gargamelowa, będąc brzemienną, zjadła za dużo flaków, toteż trzeba było podać jej lek ściągający; był on tak silny, że łożyska puściły, płód Gargantui wśliznął się do żyły, podpłynął w górę i wyszedł uchem mamusi."
Zdradzone testamenty, Milan Kundera tłum. Marek Bieńczyk

"Poniedziałek
Ja.
Wtorek
Ja.
Środa
Ja.
Czwartek
Ja. "
Dzienniki, Witold Gombrowicz

  "Dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem."
Obcy, Albert Camus tłum. Maria Zenowicz

"Co to jest teoria?

We współczesnych badaniach nad literaturą i kulturą wspomina się często o teorii - i to wcale nie o teorii literatury; ot, po prostu o “teorii”. Osobie niewtajemniczonej takie użycie słowa musi się wydawać co najmniej osobliwe. “Teoria czego?” - chciałoby się spytać. O dziwo, trudno na to pytanie odpowiedzieć. Nie jest to ani teoria czegokolwiek w szczególności, ani też spójna teoria o charakterze ogólnym. Czasami teoria jest nie tyle opisem czegoś, ile pewną działalnością - którą można uprawiać bądź nie. Teorią można się zajmować: można ją
wykładać albo studiować; można jej nienawidzić albo się jej bać. Nie ułatwia to jednak zrozumienia, czym ona jest w istocie."
Teoria Literatury, Jonathan Culler tłum. Maria Bożena Fedewicz 




Zdjęcie powyżej autorstwa urbanwide

czwartek, 20 czerwca 2013

Poczuj się prawdziwym facetem, dwa sposoby.


Dwa sposoby jak poczuć się prawdziwym mężczyzną, czyli obraz pewnej reakcji na agresję i spojrzenie na filmik promujący akcję Mafia dla psa.


     Bardzo mi zaimponowała reakcja jednego z bohaterów filmu Miłość w reż. Sławomira Fabickiego, granego przez Piotra Trojana. W sytuacji w której główny bohater filmu uderza go bez przyczyny (bez bezpośredniej i zawinionej przyczyny - co jest w tej sytuacji jednak mało istotne), ta postać odpowiada mu tak "Dlaczego pan mnie bije?". Wydaję mi się, że w tych słowach słychać niezgodę, ale jednocześnie zdziwienie i brak agresji odwrotnej.
     Zaimponowało mi to i później zacząłem się zastanawiać nad męskością w ogóle i moją męskością bezpośrednio. W kwestii tej pierwszej wydało mi się to, czyli takie zachowanie, szalenie męskie właśnie, nie wyczułem tutaj jakiegoś przeraźliwego strachu i, co ważniejsze, krztyny agresji zwrotnej. Wzorzec męskości który się z tego wyłania (może nie bezpośrednio ale jednak) nie jest obarczony koniecznością współzawodniczenia na każdym polu, brak w nim nadmiernie przerośniętego ego i jednocześnie pozostała elementarna godność, oraz niezgoda na brak sprawiedliwości. Czy potrafił bym się zachować męsko, czyli podobnie jak omawiany bohater, w takiej sytuacji, mam co do tego duże wątpliwości.
     Po tym przypomniałem sobie o jeszcze jednym wzorcu męskości na który trafiłem nieco wcześniej w internecie, a mianowicie:


     W powyższym filmie Rysiek z Klanu zrywa ze swoim wizerunkiem, że tak powiem spolegliwego faceta i przedstawia nieco inny od tego który mi tak zaimponował styl męskości. Nie lubię odnoszenia się do granych roli, czyli określeń "Rysiek z Klanu", nie mniej jednak, wystąpienie w tej kampanii właśnie tego aktora (czyli Piotra Cyrwusa), właśnie w tym momencie, gdzie internety zaczęły nabijać się ze zdarzeń w popularnym (chyba) serialu telewizyjnym. Była to korzyść obu stron i wartość naddana w tej kampanii. Ja jednak nie o tym...
     W tym filmiku reklamującym kampanię społeczną przedstawiony facet, w sposób żartobliwy ale jednak, nie stroni od agresji, poszanowanie prawa to nie jest najważniejsza motywacja w jego życiu, lubi hierarchie i stare samochody. Priorytetem jednak staje się ochrona praw zwierząt. Można uznać, że te przedstawione elementy zostały w tym spocie wyśmiane, przez to autorzy pośrednio wskazują na nie jako niewłaściwe, nie mniej jednak śmiech to także swojego rodzaju przyzwolenie.

Ostatecznie jednak oba te przedstawienia przenoszą wzorce męskości jakich powinniśmy się uczyć, pozostawiają nam jednak alternatywę. Pozostają jednak pytania:
Czy będę potrafił nie oddać?
Czy nawiążę dialog z czworonogiem?
Czy będę potrafił ukraść prawdziwą furę (lub bardziej przyziemnie - czy będę potrafił ją prowadzić?)?

Na marginesie jednej sceny filmu Miłość w reż. Sławomira Fabickiego i filmu reklamowego kampanii społecznej Się pomaga - dla psa. Powyżej zdjęcie autorstwa krazykoreanbling

niedziela, 16 czerwca 2013

Co o Grze o Tron chce nam powiedzieć Pnin?


Grę o Tron możemy interpretować jako studium budowania postaci tak, żeby angażować widza emocjonalnie, co widać szczególnie w odcinku pt. Krwawe gody, ciekawe zdanie ma na ten temat nieżyjący Nabokov.

     Jak powieść Nabokova z przed ponad pół wieku odnosi się do współczesnego serialu? Żeby zrozumieć Grę o Tron, szczególnie po 9 odcinku 3 serii tj. Krwawe gody, sięgnąłem po książkę Pnin Vladimira Nabokowa.
     Dlaczego takie zestawienie?
     Po pierwsze treść. Pnin jest powieścią złożoną, w której autor, w dużej mierze zastanawia się nad sposobem angażowania emocjonalnego czytelnika w życie i wydarzenia poszczególnych postaci. Buduje postać w stosunku do której czytelnik w zasadzie nie może nie odczuwać empatii. Jest to jedna warstwa, której lektura sprawia dużą przyjemność. Jednak jak słusznie w posłowiu zauważa Leszek Engelking, jest to nie jedyna warstwa tej powieści, a jedną z kolejnych jest powieść o tym jak zaangażować czytelnika w życie postaci.
     Po drugie osobiste doświadczenie. Po wspomnianym ostatnio już odcinku ulubionego obecnie serialu, nastąpiła erupcja komentarzy, zarówno bezpośrednich jak i tych przeglądanych w internetach, w tym także krytyk. Wcześniej jednak, dość niefortunnie i jednocześnie przypadkowo, wśród kilku znajomych Nabokov stał się reprezentacją tzw. kultury wysokiej, a krytyki GoT zaczęły sprowadzać ten serial do tzw. kultury popularnej. Nie mam oczywiście zamiaru tutaj zastanawiać się nad sensownością takiego podziału, nie mniej jednak, takie zestawienie niech stanie się komentarzem także do moich prywatnych doświadczeń.




     Po obejrzeniu wspomnianego wcześniej odcinka stwierdziłem (nie po raz pierwszy), że twórcy tego serialu mają jaja (specjalnie nie odnoszę się do powieści Martina - bo jej nie czytałem, choć z drugiej strony najlepiej się komentuje książki których się nie czytało). Zabić główne postaci i to szczególnie te co do których większość widzów żywi sympatię i im kibicuje - zabieg odważny. Oczywiście nie jest to pierwszy taki przypadek w GoT, główny bohater według Filmwebu - Eddard Stark zdążył przed swoją śmiercią zagrać tylko w kilku odcinkach (a w tej chwili zostało wyemitowanych już 30 odcinków). Poza zabiciem, w brutalny i podstępny sposób, jednego z bardziej prawych, że się tak wyrażę, postaci, czyli Robba Starka wraz z częścią rodziny, Jon Snow, w którego miłość do Ygritte kibicowaliśmy wszyscy, zawiódł nas pozostawiając ją na polu walki.
     Pnin to tytuł opowieść (na poziomie fabularnym) o nieudacznym wykładowcy uniwersyteckim, którego najpełniej definiuje określenie poczciwy. Niepowodzenia i przykrości które go spotykają wzmagają tylko nasze uczucia w stosunku do tej postaci, może jako czytelnicy nie identyfikujemy się z tą postacią, ale na pewno jej współczujemy. Jest to również powieść komiczna, ponieważ nieprzystosowany emigrant często strzela gafy i wpakowuje się w kłopoty, choć nie są to raczej dylematy znane bohaterom walczącym o żelazny tron. Bardzo ciekawie obrazuje to poniższy cytat, chyba jeden z moich ulubionych z twórczości rosyjsko-amerykańskiego pisarza.

"Pnin już od godziny błądził po labiryncie leśnych dróg, przekonawszy się, że "kierować się na północ" i w ogóle słowo "północ" nic mu nie mówi. Nie mógł też pojąć, co go podkusiło, żeby on, istota myśląca, posłuchał jakiegoś przygodnego doradcy, zamiast bezwzględnie się trzymać pedantycznie precyzyjnych wskazówek, które mu przysłał jego przyjaciel Aleksandr Pietrowicz Kukolnikow (znany wśród miejscowej ludności jako Al Cook), kiedy zapraszał go na lato do swojego wielkiego, gościnnego domu na wsi. Nasz nieszczęsny kierowca tak się już zgubił, że nie potrafił nawet zawrócić na autostradę, ponadto miał niewielkie doświadczenie w manewrowaniu pojazdem na wyjeżdżonych wąskich dróżkach z przepastnymi rowami, a nawet parowami po obu stronach, toteż jego rozmaite wątpliwości i poszukiwania przybrały dziwaczną formę wizualną, której obserwator na wieży widokowej przyglądałby się ze współczuciem, jednakże na tym opustoszałym, zapomnianym podwyższeniu nie było żywej duszy, nie licząc mrówki, która miała własne problemy, albowiem po wielu godzinach głupiego uporu wgramoliła się na górny taras i balustradę (swoją awtostradę), czuła się więc teraz podobnie stropiona i oszołomiona, jak ów pocieszny samochodzik jadący daleko w dole."

     Poczciwina ma problemy z orientacją w terenie, nie najlepiej sobie radzi z prowadzeniem samochodu (ponoć w pierwotnej wersji powieści miało mu się to całkowicie nie udać), ma przyjaciół którzy chcą mu pomóc, ale nieroztropnie nie potrafi skorzystać z ich pomocy. W drugiej części cytatu autor wprowadza potencjalnego widza, który mógłby widzieć tą scenę, widza którym się stajemy w niemy sposób. Tym samym opuszczamy poziom przywiązania do naszego bohatera i spoglądamy na niego jak na konstrukt myślowy, który ma nam zobrazować jak powieść, w przemyślany sposób, buduje nasze uczucia w stosunku do głównego bohatera.

I co z tego wynika?

     Wydaje mi się, że w jednym i w drugim przypadku, w Grze o Tron i w Pninie, autorzy bardzo precyzyjnie kierują naszymi, odbiorców, uczuciami, w zasadzie skupiają się głównie na tym. W książce Nabokova te uczucia stawiają autotematyczne pytanie jak takie uczucia się tworzą, niejako uwydatniają to, że uczucia widzów późniejszego serialu bardzo umyślnie i zręcznie są prowadzone wedle zamysłu twórców tego dzieła. Jednocześnie jednak w GoT mamy nie tylko same uczucia, brutalność, zmienność postaci, między innymi jest to także studium władzy, przecież ostatecznie do tego dążą wszystkie liczne frakcje i poszczególne postaci tego spektaklu.

Jeśli nadmiar uczuć w powieści wskazuje na charakter budowania takich uczuć, a w przypadku telewizyjnego programu jest to umieszczone w kontekście walki o władzę, to co autorzy tych dzieł chcą nam przez to wspólnie powiedzieć? Może to, że władzę ma ten, kto potrafi kierować uczuciami swoich odbiorców w sposób świadomy? Może to, że władzą jest sama ta umiejętność?

Na marginesie powieści Pnin Vladimir Nabokov tłum. Anna Kołyszko oraz serialu HBO Gra o Tron
Autorem zdjęcia z nagłówka jest vasilev_a

Bonusem niech będą rzekome reakcje widzów na zdarzenia omawianego odcinka serialu.




P.S.
Wykorzystane powyżej porównanie jest jedną z moich ulubionych strategii interpretacyjnych. Może porównanie to nie jest najlepsze słowo, może bardziej jest to zestawienie, w którym to przeciwstawia się sobie dwa obiekty i można obserwować dialog pomiędzy nimi. Podstawową rzeczą o której trzeba pamiętać, to fakt, że taki sposób rozumienia ogranicza oba teksty to rzeczy skrajnie spójnych w nich, lub skrajnie przeciwstawnych. Przez to interpretacja jest tym bardziej stronnicza (choć w zasadzie zawsze taką jest). Manią która mnie prześladuje to wyjaśnianie na jakiej podstawie zdecydowałem się na zestawienie akurat tych dwóch (lub więcej) artefaktów i patrząc wstecz widzę, że jest to przeważnie połączenie moich osobistych przeżyć, z oglądem treści które mogą ze sobą korespondować.
A wy jakie strategie stosujecie?

środa, 12 czerwca 2013

Jak robi to podróżny zimową nocą...


Czy dobry początek zapewnia sukces? Calvino skupił się tylko na początku (a w tym wypadku na początkach).

  Zabierasz się do czytania nowej powieści Italo Calvina Jeśli zimową nocą podróżny. Rozluźnij się. Wytęż uwagę. Oddal od siebie każdą inną myśl. Pozwól, aby świat, który cię otacza, rozpłynął się w nieokreślonej mgle. Drzwi lepiej zamknąć: tam zawsze gra telewizor. Powiedz im to od razu: "Nie, nie chcę oglądać telewizji!" Podnieś głos, inaczej cię nie usłyszą: "Czytam! Nie chcę, aby mi przeszkadzano!" Może cię nie usłyszeli przy całym tym hałasie, powiedz głośniej, krzyknij: "Zaczynam czytać nową powieść Italo Calvina!" A jeśli nie chcesz, nic nie mów, miejmy nadzieję, że zostawią cię w spokoju. Teraz, gdy wiesz już, że echo telewizora cię nie dosięgnie możesz spokojnie oddać się lekturze.
    Zastanów się jednak wcześniej, co by było gdybyś jednak nie mógł, z jakiś nieokreślonych przyczyn, zamknąć tych drzwi, odgradzając się od szumu przekazu medialnego. Albo będąc w zupełnie innej sytuacji, dajmy na to, w tramwaju, i tam byś chciał kontynuować lekturę. I co by było wtedy? Po lekturze spodziewasz się dobrej rozrywki, to zrozumiałe, w końcu wydałeś kilkadziesiąt złotych, które równie dobrze mogłeś wydać na przykład na ciastko w cukierni, nawet z dobrą kawą. Spodziewasz się dobrej rozrywki i co? W takim tramwaju myślisz, że uda się ją zaznać? Jeśli będziesz chciał reklamować ten produkt, zgłaszając reklamację na podstawie niezgodności towaru z umową, to pamiętaj, że Italo ostrzegał cię, że musisz zapewnić odpowiednie warunki.
    Jeśli jednak nie będziesz mógł się doczekać po zakupie książki powrotu do swojego zacisza (co zrozumiałe) i rozegniesz okładkę już w tramwaju, to poza tym, że twoja potencjalna reklamacja zostanie odrzucona, pamiętaj także o tym, że książka w twoich rękach, zdecydowanie bardziej niż wszystkie inne elementy które cię otaczają, będzie identyfikowała ciebie w wśród współpasażerów. Przez to możesz być skatalogowany, przez innych jako czytelnik Calvino i dzięki temu, że nazwisko to nie jest szczególnie popularne, może uda się przemknąć bez weryfikacji czy treści które czytasz są spójne z twoim stylem bycia, z tym co myślisz i czujesz. Nie mniej jednak, bądź tego świadomy, taka możliwość istnieje. Dodatkowo, miej świadomość, że przynajmniej część z tego co usłyszysz zostanie wtłoczone w tok narracji i to wcale dobrze. Twoja lektura jest i tak indywidualna i uzależniona bardziej od ciebie, niż od tego Calvino.
    Jeśli jednak uda ci się pozostawić rozdziewiczenie pierwszej strony twoim penetrującym wzrokiem aż do łóżka, spodziewaj się intymności i rozkoszy, pamiętaj także, że w takich chwilach nie wszystko jest wystarczająco jasne. Niekiedy umyka dzwięczność, rytm grzęźnie w doznaniach rozkoszy, ale za to masz czas żeby zestawić przeżycia z twoim sposobem postrzegania świata. Możesz spokojnie, bo kiedy jak nie w takiej chwili (?), oddać się rzewnym wspomnieniom dzieciństwa i pierwszych lektur detektywistycznych na dla dzieci? Udało ci się wtedy rozwiązać tą zagadkę? A może byłaś raczej zainteresowana teatrem postaci i grą charakterów?
    A ty jak lubisz to robić?

Na marginesie powieści Jeśli zimową nocą podróżny Italo Calvino, tłum. Anna Wasilewska.
Zdjęcie powyżej autorstwa Peter Philip

niedziela, 9 czerwca 2013

Gra wstępna - czyli magia początku

   Tak się zaczyna to, co nie wiem, to, czego dalsze losy mi nieznane, bo jak mogę wiedzieć? Skąd mogę wiedzieć? Jakim cudem mam wiedzieć, jak to wszystko dalej i jeszcze dalej się potoczy. Rodzaju nijakiego, widzę, użyłem: to. To dobrze chyba. Chyba na pewno dobrze. I myślę, że w ogóle dobry, najlepszy jest rodzaj nijaki jako wszelki początek. Bardzo ładnie nic za nim nie widać, tak, jak nie widać końca wielkiej wody, kiedy się stoi na jej brzegu.

   Gdybym nie był całkowicie pewny swojej siły pisarskiej i cudownej zdolności wyrażania myśli z największą granicą i żywością... Tak mniej więcej zamierzałem rozpocząć swoją opowieść.

   Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka.

   Opowiem inną przygodę dziwniejszą...

   Pani Gargamelowa, będąc brzemienną, zjadła za dużo flaków, toteż trzeba było podać jej lek ściągający; był on tak silny, że łożyska puściły, płód Gargantui wśliznął się do żyły, podpłynął w górę i wyszedł uchem mamusi.



Poniedziałek
    Ja.
Wtorek
    Ja.
Środa
    Ja.
Czwartek
                Ja.


   Dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem.



Co to jest teoria?

   We współczesnych badaniach nad literaturą i kulturą wspomina się często o teorii - i to wcale nie o teorii literatury; ot, po prostu o “teorii”. Osobie niewtajemniczonej takie użycie słowa musi się wydawać co najmniej osobliwe. “Teoria czego?” - chciałoby się spytać. O dziwo, trudno na to pytanie odpowiedzieć. Nie jest to ani teoria czegokolwiek w szczególności, ani też spójna teoria o charakterze ogólnym. Czasami teoria jest nie tyle opisem czegoś, ile pewną działalnością - którą można uprawiać bądź nie. Teorią można się zajmować: można ją wykładać albo studiować; można jej nienawidzić albo się jej bać. Nie ułatwia to jednak zrozumienia, czym ona jest w istocie.



Zdjęcie powyżej autorstwa y.kanezuka