wtorek, 10 września 2013

Droga do tożsamości wiedzie przez kompleksy...

O poszukiwaniu tożsamości w książce Philipa Rotha Kompleks Portnoya, oraz o wpływie rodziny i religii na wychowanie (lub tresowanie).

     Gdy po przeczytaniu Kompleksu Portnoya zastanawiałem się czy książka mi się podoba czy nie, trafiłem przez przypadek na dzieło sztuki z innego porządku, które pozwoliło mi odpowiedzieć na to pytanie pozytywnie. Chodziło o obraz Jadwigi Sawickiej, nawracanie oswajanie tresowanie, który zobaczyłem w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, a który pierwotnie był umieszczony na 400 plakatach wywieszonych w różnych częściach Polski.


     Dzięki niemu zacząłem analizować tą powieść w kilku wyodrębnionych obszarach, jednocześnie bagatelizując ewentualną dominantę jednego z nich. Tak jak książki Houellebecqa, tak książka Philipa Rotha (a w zasadzie kilka książek, które ostatnio przeczytałem) epatują seksem i uprzedmiotowieniem kobiet (szczególnie u amerykańskiego pisarza), a autorzy w swoich powieściach i w przestrzeni publicznej, grają rolę buców, z którymi jednak trudno się nie zgodzić. U francuskiego pisarza głównym eksplorowanym obszarem (poza seksualnością) jest krytyka kultury, u Rotha ważniejsze się wydaje poszukiwanie tożsamości i gra z nią. Ale do rzeczy...
     Dominującą rzeczą, na pierwszy rzut oka, jest niewydarzona seksualność i ekshibicjonizm głównego bohatera. Powieść jest formą monologu głównego bohatera Alexandra Portnoya skierowaną do jego psychoanalityka (?) doktora Spielvogela. Od najmłodszych lat ochoczo, ale jednocześnie z pewną dozą wstydu, rzuca się w ramiona onanizmu, a w późniejszych latach skupia się na doborze partnerek (i ich zamianie), tak aby spełniać swoje żądze. Jako intelektualista staje przed dylematem czy wybrać partnerkę która jest inteligenta i która w pożyciu będzie go w stanie zaspokoić intelektualnie, czy taką, która swoją bezpośredniością i prostotą ośmiesza się publicznie, ale jednocześnie potrafi spełnić jego oczekiwania w sferze łóżkowej (taką kobietą była partnera przez niego nazywana Małpką, co mówi samo za siebie).
     Główną przyczynę swoich nieszczęść widzi w przeżyciach z dzieciństwa i tożsamości Żydowskiej z którą wiecznie się zmaga (w analizie wchodzi w kompetencje swojego lekarza?). Jego nadopiekuńcza matka, wszechwładna świata małego chłopca (nie wyłączając z tego jego ojca) przez całe dzieciństwo zajmuje się głównie tym żeby dogodzić swoim dzieciom, żeby uchronić ich przed wszelkim złem. O sobie mówi jestem za dobra i mam oddanie we krwi, tym niejako użala się nad sobą, a winę za to zrzuca (nieświadomie?) na dzieci. Ojciec, postać jeszcze bardziej pokraczna, chory na chroniczne zatwardzenie, nieudacznik, który swoją poniżającą (zdaniem obu) pracę chwali jako zajęcie prawe, ale to tylko dlatego, żeby nie pokazywać, że ma świadomość swojego upodlenia. Swoją siostrę przedstawia jako głupią, ale w zasadzie nie poświęca jej więcej uwagi. Tak kwituje któregoś razu zakończenie posiłku: Po deserze - który jednak kończę, bo tak się składa, że lubię galaretkę, chociaż nienawidzę swojej rodziny. Do tego trzeba dodać tylko jego dystans i jednocześnie uzależnienie od tożsamości Żydowskiej, którą próbuje bezskutecznie przełamać, tutaj też można się doszukiwać jego niepohamowanej potrzeby sziksy, a sumarycznie uznając to jako drugie główne źródło nieszczęść. Sam malowniczo określa, że wyszedł z Klubu Dyskusyjnego Jacka i Sophie Portnoyów, co rozumiem jako dom wiecznych kłótni, a co jego zdaniem determinuje jego późniejsze życie, choć także, w chwili pewnego przebłysku, zauważa jednak niby słowami swojego rabina:

A te wszystkie pieniądze na drobne wydatki, które ojciec posyłał ci do Antioch College, chociaż ledwo go było stać! Wszelkie błędy pochodzą od rodziców, tak, Alex? Wszelkie zło to ich wina, a dobro to wyłącznie twoja zasługa! Ty kołtunie! Z sercem jak zamrażalnik! Dlaczego jesteś przykuty do sedesu? Powiem ci dlaczego: sprawiedliwość poetycka! Żebyś mógł do końca świata trzepać sobie kapucyna! Bij sobie ukochanego konika ad infinitum! Dalej, śmigaj go, komisarzu, bo i tak tylko do tego zawsze się przykładałeś, ty śmierdzący bucu!

     W innym miejscu zauważa jeszcze, że jedyne co dali mu jego rodzice to pełne oddanie, w tym ich cała wina.
     I jak to wszystko ma się do pracy Sawickiej? A właśnie wielorako. Po pierwsze na poziomie poza znaczeniowym, a na poziomie sprawczym - obie te prace, zarówno książka jak i plakaty rozwieszane w miastach miały trafić do masowego odbiorcy. Człowiek jak zmierza się z takim przekazem w przestrzeni publicznej, trudno mu tenże pominąć. Kontrowersyjny napis nawracanie oswajanie tresowanie zadaje pytanie o tożsamość odbiorców, szczególnie w kraju katolickim (trzeba pamiętać, że te plakaty wisiały nie współcześnie a w 1998 roku, gdzie wpływ kościoła katolickiego był jeszcze zdecydowanie większy). Pierwsze słowo w innym kontekście może brzmieć bardzo pozytywnie, ale w takim zestawieniu wiemy, że wynikiem tegoż jest tresowanie. 
     I jeśli książkę amerykańskiego pisarza potraktujemy jak nakazuje nawoływanie z plakatu: nawracanie (tutaj na inną religię) i tresowanie (jako wychowanie) zobaczymy, że z tego wychodzi tresowanie. Choć kilka elementów zastanawia, przytoczę w całości ostatni, siódmy rozdział powieści:

Puenta
So [powiedział doktor]. Możemy więc chyba żeby zaczynać. Tak?

     Większość recenzji jakie czytałem na temat tej książki albo całkowicie bagatelizuje ten zapis, albo zbywa go zdawkowym stwierdzeniem czy dotychczasowy materiał nie wystarcza? Moim zdaniem, ten rozdział może całkowicie zmieniać znaczenie całej powieści, choć odpowiedź nie jest jednoznaczna. Nie udało mi się znaleźć na ten temat wiarygodnych informacji (jeśli ktoś ma to bardzo poproszę o kontakt), ale domyślam się, że powyższa wypowiedź jest stylizowana na wypowiedź Żyda po angielsku, który mówi dialektem. Słowem Portnoy przychodzi do psychoanalityka - Żyda, żeby porozmawiać o swoich problemach i wygląda na to, że jest to po prostu pierwsza wizyta, choć niekoniecznie.
     Jeżeli jest tak jak powyżej założyłem, że jest to pierwsze spotkanie głównej postaci z lekarzem, znaczy to tyle, że Portnoy dotychczas sam zmagał się ze swoimi obsesjami, udręczał się, bo jako życiowy nieudacznik był odpowiedzialny za swoje niepowodzenia, ale te próbował przerzucać na innych. Niezdolny do prawdziwych uczuć poza pożądaniem, skazywał sam siebie na samotność, na odrzucenie i jednocześnie widział w tym swoją winę - siebie jako przyczynę tych nieszczęść. Rozpaczliwie i bezskutecznie poszukiwał winy w tradycji religijnej w której był wychowywany. Dlatego miota się pomiędzy niewiarą, poniżaniem swojej wiary, czy może tradycji wiary, a niemożliwością wykroczenia poza reguły ustanowione przez ową. Wielce symboliczne jest tutaj niesprostanie zadaniu w sferze seksualnej, w której jak dotychczas nie miewał problemów, w ziemi świętej. Drugą praprzyczyną nieszczęść, jaką kreował główny bohater, jest rodzina i wychowanie. Zdawał sobie sprawę, że rodzice w dzieciństwie dali mu wszystko co najlepsze, ich zdaniem. Dali mu dobre wychowanie w wierze, reguły którymi powinien się kierować w życiu, a on jako wieczny buntownik nie mógł się zgodzić na zasady narzucone z góry i robił wszystko na przekór tym zasadom, jak głupie by to nie było.
     To samo umartwianie się rozumiem jako poszukiwanie swojej tożsamości. Bohater zmaga się z tradycją Żydowską, ze swoimi popędami, a może przede wszystkim ze swoją niewiarą we wszystko. Nie wierzy, że można kogoś kochać, nie wierzy w realność swoich problemów, nie wierzy w samego siebie, kwestionuje nawet swoją niewiarę. W przeciwieństwie do swojego ojca popada w śmieszność, bo chyba to ostatecznie pozostało pewne.

     Oczywiście jest to jeden z wariantów interpretacji, można zaprojektować jej kilka innych wariantów. Kwitując krótko, Kompleks Portnoya to ciekawa i dobra książka.

Grafika powyżej, przedstawia obraz Jadwigi Sawickiej, nawracanie oswajanie tresowanie, olej na płótnie 504x238 cm, który można zobaczyć w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz