sobota, 6 lipca 2013

Vive le Tour, kolarskie pasje i kiboli świat.


Czy kibic amerykański ma łatwiej niż europejski? Kolarstwo to nuda? Chyba to jakiś żart!
O różnicach w odczuwania zmagań sportowców po tej i tamtej stronie wielkiej wody.


     Parafrazując Melvillea charakter moich zainteresowań przez ostatnie lata jest taki, że - częściej niż się to zwykle zdarza - stykałem się z poniekąd osobliwym, choć interesującym rodzajem ludzi, mianowicie z kibicami kolarstwa. Nie był to kontakt bezpośredni, odbywał się za sprawą relacji telewizyjnych. I tu piękny truizm, który będę chciał poprzeć jeszcze dwoma odwołaniami, ludzie się różnią między sobą.
     Różnią się także kibice w swojej ekspresji i zachowaniach, mówię tu o kibicach właśnie tego pasjonującego sportu. Otóż podczas oglądania licznych relacji z europy i z za oceanu, zauważyłem, że ekspresja po tej i tamtej stronie wody jest inna. Nie jest to różnica diametralna, raczej symboliczna, choć nie mniej widoczna.
     W krajach europejskich, gdzie wyścig to prawdziwe święto (Francja, Włochy i Hiszpania) na trasach wyścigów zbierają się tysiące (nie przesadzam) widzów. Tak naprawdę nie wiem po co to robią, bo oglądanie wyścigów z telewizora często potrafi być nudne, a co dopiero na żywo, gdzie można obserwować tylko ułamek rywalizacji... Nie o tym jednak. Kibice zbierający się na trasie oczywiście robią sobie piknik z atrakcją kibicowania kolarzom, zbierają się głównie na trudnych podjazdach, tam najbardziej widać walkę, zmęczenie i tam kolarze jadą najwolniej - w związku z czym można oglądać swoich idoli relatywnie najdłużej. Jak piknik, to i zabawa, także ogromne emocje i chęć pokazania zawodnikom którym się kibicuje swojego wsparcia, liczne napisy na szosie itd. W momencie w którym widzi się przejeżdżających kolarzy także ogromne emocje (nic dziwnego, jak się stoi pół dnia na zboczu góry, a efekt jest taki, że kolarzy widzi się kilkanaście sekund), a jak emocje to i niespodziewane reakcje. Dodatkowo kibiców jest dużo, więc trzeba się przepychać, żeby zobaczyć cokolwiek, co kibiców przed telewizorami często przyprawia o zawał serca, przecież pchają się tak, że zaraz tych wychudzonych biedaków powywracają (podobno w telewizji wygląda to zdecydowanie bardziej niebezpiecznie niż w rzeczywistości). Zdarza się bieganie za kolarzami, krzyczenie do ucha, żeby się postarał, żeby jechał cały czas szybko i żeby nie zapomniał, że to ważne. Zdarza się poklepywanie, polewanie wodą, co samych zawodników cieszy czasami bardziej, czasami w sposób, że tak powiem, umiarkowany. Dodatkowo jak to podczas sportowego święta i fankluby (spójność wizualna zapewnia lepszą widoczność), i przebieranki, generalnie wszystkie chwyty dozwolone.
     W Stanach można powiedzieć, że kolarstwo to dopiero wschodząca gwiazda na firmamencie fanowskich zainteresowań, której można się przyglądać i której można kibicować. Dużą rolę we wzroście popularności miał tutaj niechlubny, jak się okazało poniewczasie, zawodnik z tego kraju, Lance Armstrong. I generalnie jest bardzo podobnie jako powyżej, z tym, że kibiców jest zdecydowanie mniej, ekipy i zawodnicy amerykańscy nie tworzą czołówki światowego peletonu, a wiadomo, że obcym kibicuje się gorzej. Tam także organizuje się festyny dla kibiców, próbuje się zobaczyć i kibicować swoim idolom, skala jest trochę mniejsza.
     Różnica tkwi jednak głównie we współudziale. Kibice europejscy, jak mi się wydaje, bardziej zadowalają się dopingowaniem, czasami zaznaczeniem danego regionu (robią różne ruchome instalacje, wycinanki w zbożu, pomniki - co łatwo zobaczyć z ujęcia helikoptera). Kibice amerykańscy skupiają się raczej na współudziale, głównie przebierają się za różnej maści bohaterów, czarne charaktery i bliżej niezidentyfikowane postaci, popularny jest także motyw patriotyczny. W takim odzieniu można z dużym powodzeniem pobiegać z kolarzami na podjazdach, ku oczywistej ich uciesze i uciesze widzów przed telewizorami (czasami uciecha zawodników jest mniejsza, pamiętam taki przypadek, że jeden z kibiców był przebrany za lekarza i swoim nienaturalnych rozmiarów stetoskopem przeprowadzał badania jadących zawodników - jakoś średnio im się to podobało). Oczywiście im bardziej strój pomysłowy i kontrowersyjny (choć występowanie w negliżu już za takie nie uchodzi) tym lepiej widoczny, a chyba o to chodzi. Zastanawiałem się nad przyczynami takich różnic, zapewne jest ich dużo ale można wymienić np.:
a) w europie ze względu na ilość kibiców nie można swobodnie biegać za kolarzami - nie opłaca się przebierać, bo krótko swoje atrybuty można wykorzystać,
b) w wyżej wymienionych krajach kibic kolarstwa jest nie tylko kibicem, ale przede wszystkim znawcą, dlatego pożytkuje siły na komentowanie i teoretyzowanie,
c) europejczycy są zadufani w sobie i nie będą się przebierać z byle okazji (to nic, że poświęcają cały dzień, żeby obejrzeć ten spektakl),
d) amerykanom nie wystarcza oglądanie, muszą być co najmniej tak samo ważni jak zawodnicy (choćby przez chwilę),
e) trudno im także powściągnąć bujającą wyobraźnię...
     Jeszcze jedną rzucającą się w oczy różnicą jest obrazek, gdy rozpędzeni kolarze wpadają na metę, na europejskich szosach widać kibiców uderzających o bandy banerami sponsora, robiącymi hałas, a na amerykańskich szpaler telefonów, które sekunda po sekundzie rejestrują przebieg zdarzeń... Jakie są tego przyczyny?
a) w europie żeby się dostać do mety kibice muszą się wkupić w łaski sponsorów?
b) w stanach kibice nieprzyzwyczajeni do tego, że widoczność jest ograniczona, wolą bardziej zaufać zdjęciom?
c) popularność smartphonów?
d) kibice amerykańscy wierzą w teorie spiskowe i chcą mieć uwieczniony finisz, żeby nikt im nie wmówił, że było inaczej niż jak oni uważają, że było?
     Oczywiście nie jest tak, że jedne elementy fanowskiego świata występują tylko po jednej stronie, a po drugiej zupełnie nie. Przecież niegdysiejszy kibic przebierający się za diabła, jeździł praktycznie z kolumną wyścigu (Tour de France). Kibice w europie także robią zdjęcia, biegają za kolarzami i potrafią się cieszyć. Jednak różnica jest widoczna, naprawdę. Polecam obejrzenie najpopularniejszych wyścigów po każdej ze stron wody np. Tour de France vs. Amgen Tour of California. Poniżej kilka ujęć i filmików z tych wyścigów.


Kibicowanie we Francji.


Kibicowanie w Kalifornii.

Multimedialni kibice ze stanów.

Dość popularny amerykański kibic.

Szpaler kibiców na jeden ze słynnych w kolarskim półświatku gór.

Na marginesie kibicowania kolarstwu, a obecnie głównie Tour de France.
Powyższe filmy wrzucone przez Paul Raats i Ventura County Star. Zdjęcia autorstwa Gilles Couturier, Doug Carlson, David Bernstein i Kristof Van Accom

P.S. Jako bonus załączam najlepszego kibica Tour de France edycji 2013. Pan z dzikiem:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz