O tym w jaką fikcję chcemy wierzyć i do jakiej zmuszamy innych, czyli o próbie zakupienia używanego auta i ostatecznie o tym, jak się to wiąże z czytelnictwem w Polsce.
Wiadomo, że czytelnictwo w naszym kraju ma się raczej nie tęgo, mówi się o tym wiele, pisał o tym np. Alek Tarkowski tutaj, a ja jakoś nie mogę w to uwierzyć. Nasz kraj to istny raj dla wydawców, tłumaczy i pisarzy, ponieważ każdy w tym kraju uwielbia fikcje. I trzeba dodać, że są to narracje wielopoziomowe, niepozbawione autorefleksji i często niebanalne. Dajmy przykład sytuacji w obrocie używanymi autami. Możemy na ten temat dużo poczytać tutaj i w innych miejscach w internetach.
Pierwszy poziom narracji ujawnia się nam na poziomie tego co chcemy kupić. Otóż możliwe jest jedynie kupienie auta o odpowiednich parametrach (poniżej 200 tyś. km na liczniku, bezwypadkowy itp.) oraz oczywiście bardzo taniego. Udając się do komisu aut używanych niby spodziewamy się, tego, że auta będą używane, ale raczej oczekujemy tych o cechach nieużywanych. A już na pewno nie możemy się zgodzić na zakup samochodu, który później będzie trudno odsprzedać (a pamiętamy o warunkach powyżej jakie nasze auto po czasie będzie musiało spełnić).
Na kolejnym poziomie uświadamiamy sobie, że taki handlarz to zapewne nas oszuka, przekręci licznik, ukryje zapach psa, papierosów, o innych zanieczyszczeniach nie wspominając... Dlatego po zakupie auta od razu lepiej go wstawić do warsztatu, żeby czynności obsługowe rychło przeprowadzić. Słowem godzimy się na fikcję, jej właśnie oczekujemy i za nią, w pewnym stopniu, płacimy. Oszukujemy samych siebie i zmuszamy do oszukiwania nas innych.
Trzeci poziom narracji ujawnia, niczym w jakiejś dobrej powieści, poziom metanarracji, otóż pomimo tego, że wiemy, że to co kupujemy to fikcja, zakrywamy to za woalem prawdziwości. Wiemy, że jest to fikcja (przecież kierujemy auta do warsztatów), wiemy jednocześnie, że jest to prawda (bo przecież niepodobna kupić auto z większym przebiegiem). Jeśli chcielibyśmy za Derridą zdekonstruować pojęcia prawdy i fałszu, to tutaj widać jak są one uwikłane. Prawdą jest fikcja, a warunkiem istnienia fikcji jest przeświadczenie o prawdziwości tej ułudy. Zaprzeczenie prawdziwości tych twierdzeń jest jednocześnie ich potwierdzeniem - sposobem funkcjonowania.
Na następnym poziomie fikcji jest fakt odepchnięcia jej od siebie. Jak czytamy historię przedstawiającą działania tego jednego handlarza, a musimy pamiętać, że działalność ta jest praktykowana przez większość sprzedawców, zdajemy sobie sprawę, że ten proceder jest tak powszechny, że możemy zakładać, że stanowi on swojego rodzaju normę, słowem, że chcąc nie chcąc, bierzemy w tym jakiś udział. Cymes polega na tym, że nikt z nas nie zgadza się z tym, że bierze w tym udział, przecież to jest po prostu głupie. A jednak! Czyli jest tak, że każdy z nas śmieje się z tych, którzy zgadzają się na taką zagnieżdżoną narrację, bije się w nieswoją pierś, żartuje z tego, a ostatecznie i sobie nabija siniaki.
Narracja, że tak powiem, poboczna, opowiada o kraju sąsiadującym, w którym żyją i użytkują samochody tylko staruszkowie, którzy przez 10 lat jeżdżą tylko do kościoła (ma się rozumieć bez przekraczania prędkości). W tym kraju nienawiedzonym przez jakiekolwiek nałogi, a w szczególności nałóg palenia, drogi są tak gładkie, że nie sposób zniszczyć zawieszenie, a barierki tak miękkie, że obtarcia, nie mówiąc o poważniejszych stłuczkach, po prostu niemożliwe. Jest to również kraj (w ostatnich przynajmniej latach), który o kataklizmach i nawet mniejszych nieszczęściach, w tym głównie powodziach i podtopieniach, słyszy li tylko w telewizji.
I nikt mnie nie przekona, że w takim miejscu, czytelnictwo może się mieć źle.
Na marginesie naszych zachowań i wypowiedzi właściciela autokomisu z okolic Łodzi.
Zdjęcie powyżej autorstwa Asgeir.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz