niedziela, 13 października 2013

Casting na Twoje ja!



Kulturowy casting. A Ty kim jesteś?
     Ostatnio gdzie nie patrzę widzę krytykę kultury, w niczym znaczącym nie potrafię dostrzec niczego innego (już nawet nie potrafię pisać nie zaprzeczeniem). Żeby się z tego wyswobodzić postanowiłem zająć się właśnie tym tematem (tak niekonsekwencja). Bo poza tym, to jeszcze lubię dyskoteki, chłopaki i ogólnie takie, takie, ale nie to, że nie myślę o przyszłości, matura i takie, też. 
     Film Kacpra Zamarło pt. Casting nadaje się do takiej terapii wyśmienicie. Opowiada o castingu do filmu, nie do jakiegoś konkretnego filmu, jest to po prostu casting. Casting jakich wiele, chciałoby się rzec. Występuje w nim Czerwony Kapturek, Gapcio i różnie inne wyraziste osobowości, które mają swoją chwilę przed kamerą i próbują ją wykorzystać, żeby zaprezentować (wykreować?) siebie.
     To, że casting nie dotyczy jakiegoś konkretnego filmu i jakiejś konkretnej roli (choć de facto nie wiem jak do końca wygląda normalny casting), pięknie przenosi treść na poziom metafizyczny, kulturowy. Otóż casting odbywa się nieustannie, cały czas bierzemy w nim udział, zarówno małpując samych siebie, jak i wkurzając się na to, że jak ja mówię, to macie nie nagrywać (i nie rób ze mnie idioty jak widzę, że czerwona lampka się świeci). Kierujemy sytuacją (taka sytuacja), odpytujemy, by zaraz odpowiadać. 
     Kultura wymaga od nas tego, żebyśmy się czymś interesowali, żebyśmy mieli hobby, żebyśmy umieli o nim pięknie opowiadać. Dodatkowo nie może to być jakieś po prostu hobby, to musi być coś seksi (dyskoteki nie przejdą). Czymś się musimy interesować, a jak już to mamy, to można to łatwo ocenić. Czy to pod względem tego, czy jest to rzeczywiście interesujące (wiadomo kasa, jakieś fajne ciuchy, a pachnieć ładnie też lubię), czy jest to spójne ze sobą (i żeby mi tu żadna syrenka warszawska gwarą nie mówiła), czy wnosi coś ciekawego w rozumienie świata (jak te horrory wpłyną na relacje z babcią i gajowym?). A co by Pan/Pani zrobiła jak by się Pan/Pani znalazła na bezludnej wyspie?
     Kamera to jest coś takiego, w stosunku do czego trudno jest pozostać sobą, ujęcie w kadrze (nawet aparatu) wymaga od nas, żeby się jakoś zachować (większość nie wie jednak jak). To samo wymaganie narzuca kultura, wymaga od nas wykreowania naszego ja, ja pomiędzy innymi ja. I siłą rzeczy nieustannie odpowiadamy na pytanie co jest dla nas ważne, co nas wkurza, jaki rodzaj muzyki lubimy, czy potrafimy się utożsamić z postacią Józefa K. itd.; czyli stwarzamy siebie. Konstrukcja ja w świecie pluralizmu to zadanie, nie łaska, a przekleństwo. Czemu niby nie możemy odpowiedzieć, że w zasadzie to niczym się nie interesuję? Czemu muszę lubić podróżować? Czemu? Jak żyć?

     A jak już ktoś stworzył opowieść o sobie, to czemu by nie spróbować jej zinterpretować?
     Twórczyni Drżących trąb, o którym to filmie pisałem tutaj, wcieliła się w rolę Czerwonego Kapturka i oczywiście jakoś odnosi siebie, swoje nazwisko Kapturek, do tamtej trąby i tamtej siekiery (moja wcześniejsza interpretacja niejako się umacnia). Zajmuje się ona w życiu głównie chodzeniem do babci, determinowana nakazem rodziców. Przechodziła obok castingu, to dlaczego miałaby nie wejść? Jej przecudny śmiech podszyty tymi tam hecami z wilkiem... Ale ją jednak determinuje i określa droga, ruch, przemieszczanie (ciekawe czy przemieszcza się na wrotkach?), choć jednocześnie jest to także monotonne i jedynie czytanie powieści SF pozwala się jej jakoś zdystansować. Ale Czerwony Kapturek jest także bardzo dowcipna, a jak dowcipna to i towarzyska (cóż może być bardziej towarzyskiego jeśli nie seksistowskie dowcipy...). I ma ona jednak tą przewagę, że ma świadomość tego jak kultura jest zła, do cna nas wyeksploatuje i wypluje, niezależnie od naszej samoświadomości. 



Na marginesie filmu Kacpra Zamarło Casting.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz